10 stycznia 2012

Rzeczywistość co skrzeczy

Miało być o weekendzie, w trakcie którego zabawiłem czas dłuższy z moim młodszym bratem.
Patrząc na jego zakola i siwiznę, oraz blizny po bajpasach, trudno bezkrytycznie przyjąć to „młodszeństwo”. Z roku na rok coraz bardziej przypomina mi Ojca. Z postury, zachowań i reakcji na zdarzenia.
Ja również, z pewnością przypominam Ojca, ale widuję się ze sobą codziennie, obserwując twarz w lustrze.
Nie ma więc szoku.
Utrwalaliśmy więzy rodzinne i pielęgnowaliśmy nocne Polaków rozmowy. Aż po sam świt.
Słuchaliśmy chilijskich pieśni rewolucyjnych, wspomnienia naszej młodości. Zapijaliśmy nuty równie chilijskim winem, który z kolei ze smakami młodości nie miał nic wspólnego.
Dziwne te nasze ludzkie losy. Ktoś napisał, jeżeli dobrze pamiętam i zrozumiałem, że czas jest jest pewną krzywą, która przypomina łuk. Dzięki temu możliwa ponoć jest podróż w czasie.
Nasz relacje w czasie, są dowodem na to zakrzywienie. Wychodząc z jednego gniazda rozeszliśmy się w różnych kierunkach, nierzadko oddalając od siebie. Po latach coraz bardziej przekonujemy się, że więcej rzeczy nas łączy niż dzieli. Wystarczyło tylko pozostawić pewne sprawy swojemu biegowi, a w odpowiedniej chwili po prostu chcieć. I bez znaczenia jest, który z nas chciał bardziej. To nie jest istotne. Istotne jest to, że ojciec byłby z pewnością zadowolony. Do ostatnich swoich dni łączył i sklejał rodzinę, z jakimś uporem lepszej sprawy.
Ten wczorajszy upór dzisiaj nazywam mądrością. Ale pewnie trzeba dorosnąć do takich ocen.
W niedzielę wieczorem, kiedy za zakrętem zniknęło auto brata ,powiedziałem do swoich dzieci:
- Chciałbym abyście mieli takie same relacje ze sobą, jak ja mam z moim bratem. Życzę Wam tego. Tobie Starszy do pięćdziesiątki zostało tylko dwadzieścia pięknych, szybkich lat.
Czas leci jak oszalały.
- A Ty bez względu na czas jesteś patetyczny – skwitował moje życzenia Starszy.
- Ufam że z czasem zrozumiesz szczerość tych życzeń.
Wieczorem krótkie telefoniczne – dojechałem - zamknęło wydarzenia świątecznego weekendu.
Ojciec tak samo meldował powrót do domu.
W poniedziałkowy ranek bez stresu przystąpiłem do obowiązków dnia codziennego.
I pewnie byłoby miło przez cały poniedziałek, chociaż dzień zapowiadał się pochmurny.
Szybko jednak miłe wspomnienia zastąpił brutalny zgrzyt realizmu.
Podjeżdżając pod budynek biura zauważyłem uchylone drzwi. Wyrwane elementy świadczyły, że do otwarcia nie używano klucza.
Zawiadomiłem Policję, a czekając na ekipę przejrzałem monitoring.
Trzecia w nocy, tak wynika z zapisu kamery. Młody człowiek w kominiarce, przy pomocy łomu próbuje wyłamać drzwi. Ze dwa razy spojrzał w oko kamery, raz odszedł na chwilę, najpewniej w związku z przejeżdżającym samochodem. Po dłuższej szarpaninie drzwi w końcu ustąpiły. Potem kradzież i odchodzący złodziej skrył się w mroku.
Pozostało tylko zniszczenie i wymierne materialne straty.
Dodatkowo, kiedy po raz kolejny przeglądam ten monitoring, ogarnia mnie uczucie takiego nieokreślonego niepokoju. Ktoś bezczelnie wtargnął na mój teren, gwałcąc zasady. Poczułem się jakoś mniej bezpieczny. I taki bezsilny.
Kiedy coś tworzysz, nie przyświeca ci jedynie chęć zysku. Każdy chyba potrafi odnaleźć w sobie to zadowolenie jakie daje budowanie.
Jednak nagle ktoś postanawia powiedzieć dość i siekierą odrąbuje grubą czerwoną kreskę.
Pal licho kasę, przyszła i poszła. Dobrze że tylko tyle
Życie jest najważniejsze. Niestety, czasem i jemu ktoś postanawia powiedzieć dość.
Policyjni technicy zebrali ślady, zabezpieczyli nagranie z monitoringu i odjechali, wzywani informacją o kradzieży kół samochodowych.
- Weekend się skończył – powiedział wysoki dobrze zbudowany funkcjonariusz – dzień jak co dzień.
No chyba nie do końca i nie dla mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz