18 stycznia 2012

Spiesz się powoli

Lekceważąc zniechęcenie, wstałem dzisiaj tylko kilka minut później i podjąłem trud realizacji planu dnia. I jak to zwykle bywa, kiedy czas wyliczony jest do ostatniej minuty, złośliwie zaginie jakiś element garderoby, albo kluczyki do samochodu. O te kluczyki właśnie, wraz z dokumentami poszło. Kiedy odruchowo klepnąłem się po kieszeni, nie usłyszałem charakterystycznego chrzęstu. Sprawdziłem jeszcze raz, a później raz jeszcze. Rozejrzałem się wokół, na ławie ani na komodzie nie stwierdziłem ich obecności.  Umysł zwiększył obroty i nie bacząc na brak cukru w organizmie , odtwarzać zaczął sceny dnia wczorajszego. Lewą ręką potwierdziłem obecność portfela w kurtce. Wyciągnąłem go i zajrzałem do środka. Karty były, jeden banknot o niskim nominale również.
Nie było za to dowodu rejestracyjnego. Ciśnienie podskoczyło mi do góry, ukazując świat w mocno różowym kolorze. W zasadzie ten kolor kwalifikował się już jako czerwień.  Zanim głos rozsądku dotarł do mnie, zagrały emocje. Udałem się do pokoju Młodszego. Na biurku leżały spokojnie i dowód i kluczyki.
Fakt – puknąłem się w czoło.
Wczoraj, kiedy zapadłem w wieczorny letarg przed telewizorem i laptopem,  pojawił się  Młody aby pożyczyć auto.
Zgodziłem się i teraz pamiętam już, że nie było go jeszcze gdy gasiłem światło, włażąc do łóżka.
Młody podniósł głowę, bełkocąc coś niewyraźnie.
Nie wdawałem się więc w dyskusje o miejscu pozostawienia  kluczy. Wsadziłem tylko dowód do portfela i szybko wyszedłem z domu.
Energicznie zbiegłem po schodach. W końcu jestem już trochę lżejszy.
W drugą stronę czyli w górę,  pomimo osłabienia organizmu pokonuję w dalszym ciągu po dwa stopnie. Ten szczeniacki nawyk, paradoksalnie powoduje, że czuję się mniej zmęczony niż dostojnie drobiąc po jednym. Minąłem drzwi wejściowe  i rozejrzałem się wokół. W lewo i w prawo, aby zlokalizować miejsce postoju samochodu. Wypatrzyłem go po chwili, poznając po relingach dachowych.
Zdecydowanym krokiem ruszyłem w wybranym kierunku i natychmiast też, to zdecydowanie dostało ukarane. Śliski chodnik, co jest normą o tej porze roku, podciął mi nogi.
Na moment też zobaczyłem czubki butów na wysokości wzroku. W ułamku sekundy dachy budynków i niebo jaśniejące z każdą chwilą.
- Głowa! Uważać na głowę! -  myślałem, odruchowo kuląc głowę. Udało się
Głuche gruchnięcie o ziemię, pozbawiło mnie resztek powietrza w płucach. Leżałem tak chwilę bardziej ogłupiały niż obolały, próbując złapać odrobinę tlenu.
Udało się to po dłuższej chwili. Łapczywie łapałem je, nie bacząc na panujący ponad sześciostopniowy mróz.
Jeszcze raz dla przyzwoitości  dotknąłem głowy.
Wszystko w porządku.
Pomyśleć, że kiedyś nie uważałem głowy za najbardziej użyteczną część ciała. Ech młodość.
- Jak się człowiek śpieszy to się Nergal cieszy – zacytowałem na głos, to zmodyfikowane ludowe przysłowie.     
-To Ty ? –  pytaniem powitał mnie sąsiad, który wyrósł za moimi plecami. -  Tak sobie myślałem idąc chodnikiem. Kto to się wyleguje, kiedy porządni ludzie muszą iść do pracy?.
- I to tak demonstracyjnie się wyleguje na oczach, nie?  - dodałem.
- Ty wiesz ile pompek potrafi zrobić Chińczyk w minutę? – spytał sąsiad, co oznacza, że jest już po porannej lekturze internetu.
- No nie
- Trzy
I nie czekając na moje pełne zaskoczenia pytanie  - jak to ? - sam dodał:
- Dwie do piłki i jedną do roweru.     
- A co z kotem? - spytałem zmieniając temat, nie bacząc na wcześniejszy pośpiech, który sprowokował wywrotkę.
Sąsiad jechał kiedyś samochodem, gdy na poboczu drogi zobaczył poruszające się tekturowe pudełko. Zatrzymał auto i zajrzał do środka.
Wewnątrz znajdował się czarny, wychudzony kotek. Wielkie przestraszone oczy na czarnym futrze. Widocznie ktoś  z oczywistym zamiarem  porzucił na poboczu.
Znajomy zabrał kota. Schował pod kurtkę i przywiózł do domu.
Weterynarz który zajmował się kotem, stwierdził, że w wychudzonym organizmie tkwi rasowy Majkun.
Nie było to najistotniejsze w tej chwili.
Kot został podleczony i wykarmiony. W rewanżu niczym psiak, ganiał za domownikami, preferując iście psie rozrywki.
Niestety po trzech miesiącach kot miał atak i zdechł nim dotarli do weterynarza.
Wet stwierdził chore serce.
No cóż. Z dobrych rzeczy wierzę,  że przez te trzy miesiące kot uwierzył, że są również dobrzy ludzie.
A że dobroć potrafi być nagrodzona, a nie tylko przykładowo karana jest i ciąg dalszy.
Jakiś tydzień później miejsce miało pewne zdarzenie.
Do samochód sąsiada wsiadła miła starsza pani, która w trakcie przedłużającej się podróży, opowiedziała o prezencie jaki zrobiły  jej dzieci.
Malutki kot rasy majkun zagościł w jej domu.  Radość była wielka. Niestety radości tej nie podzielał  pies, który miał wyrobione zdanie na temat ulubionego zwierzątka domowego. W ten to sposób kiedy jedno korzystało ze swobody poruszana, drugie obserwowało te wolność  z kojca.
W trosce o życie kotka, pani poszukiwała dobrych ludzi, którzy się nim zajmą.
Sąsiad zaoferował pomoc i przygarnięcie kota, a ponieważ w obsłudze klienta zawsze zachowuje elegancję, starsza pani zaakceptowała wybór.
Tak to piękny, malutki, bało-rudy kotek zamieszkał z sąsiadami.
I to cała odpowieść, gdyby nie to, że we wszystkim tkwi jakiś słaby punkt.
Starsza Pani dzwoni średnio dwa razy w tygodniu, pytając o kondycję, humor i apetyt kotka. Przypomina również o wszystkich szczepieniach i wizytach u weterynarza.
Jak w życiu nic nie jest idealne.
- Z kotem wszystko w porządku – odpowiedział sąsiad, strzepując mi z pleców resztki śniegu - Pan doktor tak wczoraj powiedział.
- No to miłego dnia
- I pracowitego, bo nie ma nic gorszego niż nudzić się w robocie.
- No może, tylko jak to powiedział autor Kubusia Puchatka:  Och, żeby mi się tak chciało jak mi się nic chce. - popisałem się znajomością  Milne`a - Walczę z wagą  i niewiele mi się chce.
- To ty stosuj Asekurellę – poradził sąsiad – Reklamują, że obniża wagę i podnosi libido. A libido to w końcu jakaś forma entuzjazmu, tylko konkretnie ukierunkowanego.
- Dziękuję. Wiedziałem, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
A potem już spokojniutko do pracy.
W końcu te pięć minut to nie koniec świata. Chociaż jest to jakieś naruszenie zasad, w moim zorganizowanym świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz