15 marca 2012

Poręczna torba na wino

W przepastnej szafie znalazłem całkiem zapomnianą torbę na wino. Leży tam od czasów, kiedy to wino kupowałem w ilościach półhurtowych, czyli co najmniej pięć butelek. Czasy te należą do odległej już przeszłości, bo i miejsce zatrudnienia się zmieniło i priorytety. W chwili obecnej kupuję na bieżąco, na własne potrzeby, a te ograniczyłem.
Nie tu mowy o żadnych względach zdrowotnych, bo ostatnie badanie krwi pokazało idealny cholesterol i takie jak trzeba próby wątrobowe. Znaczy to, że używam życia z umiarem i rozsądkiem pięćdziesięciolatka. Czasami jednak, po imprezie, nad ranem, myślałem o sobie coś zupełnie innego.
Okazuje się, że wątrobie i nerkom, nie należy pobłażać, ale oczywiście nie wolno z nich również ciągnąc tak zwanego łacha. Ja wszystkie moje organy wewnętrzne traktuje po partnersku, a bardziej wyrozumiały jestem dla kilku zewnętrznych. Pobłażam zaś tylko jednemu.
No tośmy sobie wytłumaczyli, że nie jestem zwykłym ochlaptusem. Jestem koneserem, to znaczy facetem, który do pitego szczególnie w piątkowe wieczory wina konsumuje ser.
Komuś tak wytłumaczyłem etymologię słowa „koneser” i co najdziwniejsze, uwierzył.
W tym tygodniu zrobiłem użytek ze wspomnianej powyżej torby. Zawiera ona wewnątrz, sześć przegródek aby szkło nie pobrzękiwało w trakcie niesienia. Pamiętacie te sceny z dzieciństwa, gdy jako szczenięta wracaliśmy do domu z mlekiem w butelkach?. Możliwe też, że z kilkoma mineralnymi o pojemności 0,33 każda. Dzwonił człowiek wtedy jak przysłowiowy ksiądz na roraty. Przeszkadzało to wszystkim oprócz głównego dzwoniącego. Celowo wprowadzało się flaszki w jeszcze większe drżenie i wibracje, co w kilku przypadkach skończyło się rozbiciem szkła. W domu pokazałem zakapslowaną i urwaną główkę. I było w dupę. Szyjki świadczyły o tym, że powierzone pieniądze nie zostały zdefraudowane. Brało się w skórę tylko za nieostrożność. A teraz, po latach, cichutko bezgłośnie niosę to swoje wino i tylko duży napis po angielsku, na zewnętrznej stronie torby świadczy o zawartości.
Imieniny teściowej. Taki jest powód mojej rozrzutności.
W ramach podziału ról, ja kupuje wino i piekę chleb. Sałatki, pasztety i ciasta spadły na kobiety.
I jak w starych czasach, sobota wieczorem zapachnie sosem tatarskim i chilijskim winem.
Z logistycznych powodów przyjmujemy imprezę pod swój dach. I żonie prościej i mnie spada z głowy powrót. W naszym przypadku, nie jest to bowiem takie proste.
Teściowa zresztą przebywa większość swojego czasu u nas. Pretekst pomocy córce jest idealny, bo niepodważalny i bezdyskusyjny. Pod tym kryje się domowa samotność, gdy ze względu na wiek, każdego miesiąca skreśla się kolejne nazwisko z książki telefonicznej.
Kiedy tak czytam to co napisałem, to myślę że łagodnieję z wiekiem.
Poza tym potrafię odróżnić wojny konieczne, od tych zbędnych. Długo dorastałem.
Przegapiłem lub zaniedbałem parę spraw. A teraz oczekuję dojrzałości od własnych dzieci.
Taki paradoks przemijania. Sobie przede wszystkim rezerwujemy prawo do błędów.
Wine-bag” stoi w rogu pokoju i działa na wyobraźnie szanownej małżonki.
Na moją również.
Ale podchodzę do tego spokojnie. Dokarmiam zakwas niczym zwierzątko Tamagotchi.
Codziennie wieczorem mąka i woda. Zamieszać. Rano zamieszać bez karmienia.
A on, znaczy się zakwas, odwzajemnia się puszczając od czasu do czasu uśmiechnięty bąbel dwutlenku węgla na dowód, że podoba mu się ta opieka.
Młody wyjeżdża dzisiaj do stolicy. W Warszawskiej Stodole występuje Rise Against. To jedna z najpopularniejszych na świecie punkowych grup, założona w 1999 roku w Chicago.
Słuchałem trochę. Punk mieści się w kategorii, którą definiuję jako muzyka. Zresztą mój chrześniak wali w gary w jednej z regionalnych punkowych kapel. Mnie Stodoła bardziej kojarzyła się jazzem, ale czasy zmieniają się.
Jazz kiedyś czynił nas wolnymi, teraz wszyscy wolni i niezależni.
Prosiłem tylko aby w ramach szeroko rozumianej wolności, nie zakładał na tę okazję żadnej krakowskiej koszulki klubowej. Uśmiechnął się tylko. Myślę, że adrenalinę zabezpiecza mu nowo nabyty ścigacz. Mnie zresztą też. O żonie i teściowej nie wspominając.
A ja planuję sobie życie rymem
Gdy w sobotę chleb wystygnie
Wtedy Antek wina łyknie”
Pod warunkiem oczywiście, że goście będą punktualni.
Może i jestem koneser, ale z zasadami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz