08 marca 2012

Romantyczna waluta

Mój, prawie wiekowy, a nieżyjący już dziadek zadawał takie pytanie-zagadkę:
- Kiedy kramarz utarguje?
I nie czekając na naszą reakcję dopowiadał
- Jak głupi pieniądze ma.
Co prawda nie wiedziałem wtedy kto to kramarz, na czym polega owo „uhandlowanie”.
Teraz przygotowanie do życia na allegro, dzieci mają już od czasu, kiedy nacisną piąty raz enter na klawiaturze swojego komputera. Tak ze dwa dni temu czytałem, że jakaś sześciolatka kupiła apartament za 750 tysięcy złotych. Dzięki temu podświadomemu zmysłowi handlu, o mało nie została podwójną sierotą. A to z powodu bliskości zwału mięśnia sercowego rodzicieli, na widok maila potwierdzającego zrealizowanie transakcji.
Oczywiście nie dostałą w dupę, z powodu funkcjonowania niebieskiej linii. Jeżeli mała jest w stanie kupić mieszkanie, to z telefonem alarmowym również sobie poradzi.
A wracając do dziadka, a właściwie do owego mitycznego kramarza.
W grudniu, z okazji rocznicy ślubu, udałem się kwiaciarni. Nie myślałem nawet nad tradycją, w myśl której mężczyzna dyma z bukietem kwiatów w jednej ręce i aksamitnym pudełeczkiem w drugiej. Całuje dłoń i usta, dziękując za kolejne pięć lub dziesięć lat wspólnego pożycia.
Prezenty i hołdy zostaną zwykle przyjęte, a w zamian spotyka go symboliczne podrożenie palcem i stwierdzenie
- Tylko mi się popraw na te kolejną dekadę.
A czy któraś z Was chciała by mieszkać z takim idealnym, świętym Franciszkiem?
W optymistycznej wersji, oczekuje nas wieczorna nagroda.
- Bo Wam facetom chodzi o zawsze o jedno – to typowy komentarz.
I oczywiście wtedy nasze zachowanie nie powinno mieć nic wspólnego z życiorysem świętych.
Pal licho tradycję.
Wypatrzyłem wazon z różami o łodygach długości około 80 cm. Kosztowały dwa razy więcej niż te inne, ale przecież nie będę oszczędzał na kobiecie mojego życia.
Kiedy płaciłem rachunek i sprzedawczyni zauważyła nerwowe drżenie warg, powiedziała:
- Będzie Pan naprawdę zadowolony, spokojnie wytrzymają dwa tygodnie, pod warunkiem przycięcia końcówek i zmiany wody. Zabrałem wiąchę ze sobą i wróciłem do domu.
Życzenia, wręczenia. Później przycinanie, rozgniatanie, wymiana wody. Wręczenie miało miejsce w piątek. W niedzielę pierwsza główka róży w kolorze głębokiego burgunda schyliła główkę ku ziemi. W poniedziałek uczyniła to następna. Tak główka po główce, do środy został tylko pusty szklany wazon z dedykacją na poprzednią jeszcze rocznicę.
- W chłodni trzymają te kwiaty i wyciągają po trochu. Nie ma się co dziwić że taki schłodzony kwiat pada jak poczuje trochę ciepła – to typowy komentarz do mojego opowiadania.
Z frezjami mi się udało. Pachniały ładnie i stały kilka dni, jak na delikatny kwiat przystało. Być może ta delikatna budowa sprawia, że nie nadają się do dłuższego chłodzenia.
W ostatnią niedzielę z oficjalną wizytą pojawiła się u nas babcia narzeczonej mojego syna.
Pierwsza oficjalna wizyta, do której wykorzystaliśmy moją teściową, aby różnica pokoleń nie wpłynęła na atmosferę spotkania. W ręku babci róża. Długi kwiat przybrany liściem palmy, gałązką eukaliptusa i jakąś trawą z sawanny. Delikatny róż wyglądał prawie niewinnie.
Całość wybłyszczona tym sprayem do połysku. No pięknie.
W poniedziałkowy ranek zauważyłem jak główka róży smutno spoglądała w dół.
Ze względu na świeżość dodatków, po zerwaniu płatków trzymaliśmy w wazonie resztę zieleniny do środy, ale to było takie dziwne, że rankiem wyniosłem gałązkę na śmietnik.
- Ktoś nas tutaj wali – grzmiał mój wewnętrzny głos.
Najpierw sól z odpadków, pasta z jajek bez jajek i wiele rzeczy o których jeszcze nam się nie śni.
No i te kwiaty z chłodni. Kto parę razy kupował chryzantemy na święto zmarłych ten wie, że katalog kwiaciarskich sztuczek jest szeroki.
Niestety nie zawsze kwiaty dajemy oficjalnie i służbowo.
Często, bo jestem zdania że mężowie kupują swoim żonom kwiaty, przychodzi żyć z takim wręczonym bukietem pod jednym dachem. I rodzą się podejrzenia, że oto bukiet był z gatunku promocji ostatniej szansy - do natychmiastowego wręczenia. A ja na przykład nie kupuję gotowych wiązanek wietrząc w nich takie odgrzewane kotlety.
Dlaczego tak właśnie dzisiaj narzekam na kwiaciarzy?
Bo w drodze do pracy mijam te kwiaty, przygotowane do okazjonalnego wręczenia.
Podpuszczone by szybciej, wyhamowane by później, gotowe na 8 marca.
I potem wręczony tulipan, po rozwinięciu z celofanu zawija się tak i wisi główką w dół. Tworząc obraz, którego tak nienawidzą kobiety.
A gdyby tak zamiast oszukanego kwiatka, powiedzieć trzy miłe słowa?
- Dobrze że jesteś. Że jesteś obok mnie.
To jedno z najpiękniejszych moim zdaniem męskich wyznań. Słowa są męskie, więc siłą rzeczy muszą być skromne.
Oczywiście warunkiem zamiany kwiatów na słowo, jest czynienie tego częściej niż raz do roku. Powiem więcej częściej niż raz w tygodniu.
A jak kogoś stać, to może nawet palnie jakiś wierszyk. I szepnie (tylko broń boże czytać z kartki) delikatnie, w uszko, wieczorową pora.
Chyba, że partnerka jest z gatunku osób praktycznych.
Ty nie mów do mnie w romantycznej walucie
Ty bardziej praktycznie do mnie mów” jak śpiewała Ewa Błaszczyk.
Wtedy pozostaje nam już nawet nie kwiat, a zawartość aksamitnego pudełeczka.
Ale to już całkiem inna historia.

1 komentarz: